Browarnik na ścieżce sztuki

Właściciel browaru w Namysłowie ocalił największą, jaka kiedykolwiek istniała, kolekcję silesiaków. Jeżeli chcemy zobaczyć, jak przed wiekami wyglądały Wrocław, Legnica czy Gliwice, musimy sięgnąć do namysłowskich zbiorów.

Na zdjęciu z 1931 roku widać eleganckiego mężczyznę siedzącego na prostym, białym krześle. Ubrany w jasny garnitur o lekko sportowym kroju, nogę zarzucił na nogę, na kolanach trzyma kapelusz, uśmiecha się trochę nieśmiało, jakby krępowała go obecność aparatu. Lewą ręką przygarnia kudłatego psa, za tło służy bajeczny ogród pełen maków, nagietków i chabrów.

ALBRECHT HASELBACH, ZDJĘCIE Z 28 SIERPNIA 1931 R. NALEŻĄCE DO PRYWATNYCH ZBIORÓW RODZINY
ALBRECHT HASELBACH, ZDJĘCIE Z 28 SIERPNIA 1931 R. NALEŻĄCE DO PRYWATNYCH ZBIORÓW RODZINY

Krzesło wbija się w bujną trawę. Mężczyzna z portretu wygląda jak artysta, najpewniej malarz, który przed chwilą odszedł od sztalug, żeby odpocząć. A może jak podróżnik zmęczony zwiedzaniem jakiegoś gorącego kraju? Albrecht August Haselbach miał na tym zdjęciu prawie czterdzieści lat, w biznesie osiągnął już wszystko, teraz więc postanowił rozwijać swoje pasje. W życiu interesowały go dwie rzeczy: piwo i sztuka. To pierwsze produkował, w to drugie z powodzeniem inwestował.

Od browaru do zamku

Albrecht Haselbach pochodził z mieszczańskiej rodziny, z korzeniami w średniowiecznej Bawarii. Pradziadek Albrechta miał niewielki wyszynk, jednak w czasie wojen napoleońskich stracił cały majątek i wyemigrował na Śląsk. Jego syn, a dziadek Albrechta, wygrał w 1862 roku przetarg na browar zamkowy w Namysłowie, zaś 33 lata później dokupił do niego jeszcze zamek. Tak zaczęła się wielka śląska saga Haselbachów, których nazwisko wkrótce znane było również na innych kontynentach. Średniowieczna warownia i browar nie tylko sąsiadowały ze sobą, ale łączyła je też podobna historia. Zamkowe piwo powstawało już w XIV wieku i, jak chce tradycja, podczas rozmów pokojowych pili je na dziedzińcu zamku Kazimierz Wielki i Karol IV Luksemburski.

Takie opowieści pobudzały wyobraźnię Albrechta, któremu dziadek wpoił zainteresowanie przeszłością oraz podróżami. Starszy pan, jako radca handlowy, odwiedzał odległe kraje, skąd przywoził egzotyczne pamiątki. Układał je w domowej „szafie cudów”. Podglądanie tej niewielkiej, acz intrygującej kolekcji było potem jednym z najsilniejszych wspomnień dorosłego już Albrechta Haselbacha.

W czasach, w których życie zdominował Internet, trudno sobie wyobrazić dzieciństwo Haselbacha, które upływało w cieniu ogromnej rezydencji z tajemniczym ogrodem. W niewielkiej, zaledwie sześciotysięcznej, miejscowości chłopiec brał lekcje francuskiego, ańca i fortepianu, uczył się gry w bilard i tenisa. Pobierał również lekcje gry na cytrze i harmonijce. Jednak mimo – jak się wydaje – artystycznego usposobienia, wybrał bardzo praktyczne studia: prawo i ekonomię. Przerwała je I wojna światowa. Albrecht ruszył na front, żeby już po powrocie do domu zająć się rodzinną firmą. A ta kwitła.

Haselbachowie mieli teraz kilka browarów, fabryki produkujące m.in. kawę zbożową, płatki ziemniaczane, słód i lemoniadę. Piwo z Namysłowa docierało do Azji i Afryki, towarzyszyło nawet wspinaczom zdobywającym Himalaje. Kiedy w 1937 roku Albrecht odziedziczył rodzinny majątek, miał wystarczające środki, żeby poddać zamek kompletnej renowacji. Chciał nadać mu charakter rycerskiej siedziby, tym bardziej że badając dzieje rezydencji, zdobył informację, że niemal przez cały XVIII wiek należała ona do zakonu krzyżackiego. Rycerze w habitach prowadzili w niej szpital. Tak zaczęła się przygoda browarnika ze sztuką. Zaczął kupować meble, obrazy i ryciny. Jednym z pierwszych nabytków była renesansowa studnia z pałacu w Bukowcu w Kotlinie Jeleniogórskiej. Na dziedzińcu namysłowskiego zamku stoi do dziś.

Gdzie jesteś Madonno?

Właściciel browaru z artystycznymi inklinacjami? Przedsiębiorca, który gra na cytrze? To nie brzmi zbyt poważnie. A pan na zamku, który komponuje operetki? Kto by oceniał zwycięzców? Przecież Albrecht Haselbach za swój największy sukces uważał muzykę, którą skomponował do operetki „Madonna! Wo bist du?”. Autorem libretta był – później związany z przemysłem filmowym – Marks Bertuch. „Madonna” była wystawiana na ponad sześćdziesięciu scenach w Niemczech, w samym Berlinie pokazywano ją kilkadziesiąt razy. Zawsze odnosiła wielki sukces.

Kolekcjonowanie zabytkowych przedmiotów było więc już tylko kropką nad i. A także znakomitą inwestycją. We wrocławskim Muzeum Narodowym zachowała się lista grafik, które należały do Haselbacha. Ich wyceny podjął się Erich Wiese, dyrektor Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych w Breslau, prywatnie bratnia dusza Albrechta. Kustosz często bywał gościem przedsiębiorcy, sam zresztą był kolekcjonerem, ale jego artystyczne wybory – cenił głównie ekspresjonistów – nie przypadły do gustu nazistom. W czerwcu 1933 roku musiał zrezygnować ze stanowiska, przeniósł się do Jeleniej Góry, gdzie założył antykwariat. Haselbachowie mieli w tej okolicy dom. W czasie wojny zamieszkał w nim znajomy Wiesego, Otto Dix, wybitny malarz, w którego twórczości pojawiały się, tak źle widziane w tamtych czasach, treści antymilitarystyczne. Za namową Haselbacha namalował cykl obrazów o tematyce biblijnej z Karkonoszami w tle. Dzieła te były tak niezwykłe w porównaniu z resztą twórczości Dixa, że trudno było uwierzyć w ich rzeczywiste autorstwo. Artysta starał się w ten sposób obejść, narzucony przez nazistów, zakaz malowania.

Tuzin to za wiele

W 1942 roku Haselbach kupił kilka obrazów Dixa, obecnie zdobią ściany najważniejszych galerii na świecie. Mimo tych dość ekscentrycznych zakupów przedsiębiorca najbardziej cenił sobie jednak sztukę starszą. Stąd w zamku obrazy wnuka inżyniera Ludwika XIV Friedricha Hartmanna Barisien, pracującego m.in. na zamówienie cara Piotra III czy dziewiętnastowiecznego portrecisty Filipa Hoyolla. Jednak perłą zbiorów była największa, jaka kiedykolwiek istniała, kolekcja przedstawień Śląska. Pod tym względem Haselbach zostawił wszystkich w tyle. Wzorem wielu rodzin z kręgu wrocławskiej inteligencji przedsiębiorca interesował się Dolnym Śląskiem. Skupiał się nie tylko na historii swojego zamku, ale interesował go kontekst, dzieje jego małej ojczyzny. To ona wyznaczała ramy przynależności jego rodziny. Elisabeth, żona Albrechta, zbierała porcelanę z widokami regionu, on natomiast skupił się na grafikach, wedutach, miedziorytach i litografiach z widokami miast i krajobrazów.

W 1940 roku niezawodny Wiese podpowiedział mu, że może powiększyć zbiory, ponieważ interesujące go obiekty wyprzedają rodziny dwóch zmarłych kolekcjonerów. Haselbach zareagował

„WYSPA SZCZĘŚCIA” W DOMASZCZYNIE POD WROCŁAWIEM.GRAFIKA ZE ZBIORÓW ALBRECHTA HASELBACHA / ARCHIWUM INSTYTUTU HERDERA W MARBURGU.
„WYSPA SZCZĘŚCIA” W DOMASZCZYNIE POD WROCŁAWIEM.
GRAFIKA ZE ZBIORÓW ALBRECHTA HASELBACHA / ARCHIWUM INSTYTUTU HERDERA W MARBURGU.

natychmiast. Teraz namysłowski przedsiębiorca mógł oficjalnie powiedzieć: „Jestem właścicielem najbardziej reprezentatywnego zbioru grafiki topograficznej dotyczącej Śląska”, i dumnie rozwiesić je na ścianach swojego zamku. W czasach, w których nie poznawało się świata za pomocą jednego naciśnięcia guzika, zbiory właściciela namysłowskiego browaru były dla wielu bramą, przez którą zaczynali swoją podróż. Fragmenty zbioru, obejmującego ponad cztery tysiące zabytków, od XV do XIX wieku, były wystawiane m.in. w Muzeum Śląskim we Wrocławiu.

 

JOANNA LAMPARSKA
PODRÓŻNICZKA, PISARKA I AUTORKA KSIĄŻEK
O TAJEMNICACH HISTORII.

Powrót