Piwo Ponad Prawem

Kiedy w 1703 roku do Namysłowa przybyli Krzyżacy, zarządzili, żeby ludność z podległych im wsi piła wyłącznie piwo warzone w ich siedzibie. Od razu zrobiła się z tego afera, jako że każdy, kto w okolicy produkował złocisty napój, chciał na nim zarobić.

Krzyżacy nie zamierzali jednak odpuszczać, bo po pierwsze, zamkowe piwo było uważane za najlepsze w okolicy, po drugie zaś przynosiło spore zyski. Rycerze w habitach mieli jeszcze jeden argument. Należała do nich władza sądownicza, więc łatwo mogli poradzić sobie z niepokornymi.

Pili nawet z dziewczętami

Od kiedy wymyślone zostało piwo, zawsze było w centrum wydarzeń. W zależności od czasu i kultury można było nim płacić albo podarować jako cenny prezent. Już Kodeks Hammurabiego karał śmiercią nieuczciwych oberżystów, również w średniowiecznej Szkocji groziła utrata życia za rozcieńczanie złocistego napoju. A jednak ryzykantów nie brakowało. Sześćdziesiąt kilometrów od Wrocławia, w Namysłowie, piwo powstawało już w pierwszej połowie XIV wieku. W 1321 roku władający miastem Konrad I Oleśnicki nadał namysłowskiemu konwentowi franciszkanów działkę w pobliżu książęcej słodowni. Tu zaczęły się pierwsze kłopoty, które z dzisiejszej perspektywy mogą się wydać nieistotne, jednak dla średniowiecznej obyczajowości były nie lada zagwozdką. Okazało się bowiem, że śląscy zakonnicy nie tylko chętnie warzą piwo, ale również wyjątkowo gorliwie je testują. Z kronik wiadomo, że w tym samym czasie, w Żaganiu, zakonnicy nadużywali złocistego napoju, upijając się do nieprzytomności i to, o zgrozo, w towarzystwie dziewcząt. Braciszkowie wyjaśniali, że piwo dobrze im robi na żołądek. Fala pijaństwa został ukrócona dopiero za sprawą reform augustiańskiego opata Jana II. Co prawda, jeszcze w połowie XV wieku Polacy wyprawili do papieża delegację z prośbą, aby pozwolił mazowieckim księżom podczas mszy zamiast wina pić piwo, ale te zmiany nie spotkały się z przychylnością Stolicy Apostolskiej.

Tuzin to za wiele

Piwo robiło zamieszanie nie tylko w sferach duchowieństwa. Z czasem w Namysłowie zaczęły między sobą konkurować browar książęcy, franciszkański i zamkowy. W 1348 roku piwo zamkowe mieli już pić Kazimierz Wielki i Karol Luksemburski, którzy w Namysłowie zawarli pokój po wojnie o Śląsk. Stuknięcie kuflami przypieczętowało nie tylko zawarcie dozgonnej przyjaźni, ale i sygnowanie niezwykle istotnych dla historii dokumentów. Tym razem moc złocistego napoju zadziałała tu z podwójną siłą. Prof. Mateusz Goliński pisze, że produkcja piwa – jednego z podstawowych elementów diety uboższych warstw społeczeństwa – była przede wszystkim ważnym źródłem utrzymania mieszczan. Ci zaś konkurowali na tym polu ze szlachtą. Dlatego tzw. przywilej piwny był w tamtych czasach sprawą życia i śmierci. W 1450 roku powstał urbarz piwny – ustalanie skali i produkcji – który wyznaczał również terminy ściągania należności od producentów.

KORYTKO GRANTASŁUŻYŁO PIWOWAROM DO SPRAWDZANIA KLAROWNOŚCI BRZECZKI PIWNEJ.
KORYTKO GRANTA
SŁUŻYŁO PIWOWAROM DO SPRAWDZANIA KLAROWNOŚCI BRZECZKI PIWNEJ.

Urbarz był niezwykle istotny – tak wiele osób warzyło piwo, że w Namysłowie trzeba było ograniczyć ich liczbę do 120 gospodarstw. Kiedy za kilkanaście lat rajcy nadal chcieli kontrolować wysokość produkcji piwa, nie zgodziła się już na to gmina. Rajcy, w myśl zasady na złość mamie odmrożę sobie uszy, zarządzili, że teraz każdy, kto tylko ma dostęp do słodu, może warzyć tyle piwa, ile tylko chce. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Zaledwie w ciągu miesiąca jakość piwa tak spadła, że do akcji znów musiało wkroczyć prawo. Namysłowskie złoto mogły uratować tylko stosowne regulacje i kontrola jakości.

Piwne Wojny

Wojną o mało nie skończył się również konflikt pomiędzy Namysłowem i Świerczowem, który miał obowiązek sprzedaży wyłącznie piwa z Namysłowa. Kiedy ogłoszono, że „można warzyć tyle piwa, ile nie będzie szkodą dla miasta”, właściciele Świerczowa poszli na całość i zaczęli sami produkować oraz sprzedawać chmielowy napój. Kotlińscy, bo tak nazywali się ci szlachcice, byli regularnie napominani, że w ich mieście obowiązuje wyszynk wyłącznie namysłowskich produktów. Niewiele jednak sobie z tego robili. Po wielu niesnaskach, a nawet po poważnym ostrzeżeniu, żeby nie naruszali przywilejów Namysłowa, Kotlińscy wygrali spór. Oni, szlachcice, mogli wzorem mieszczan warzyć piwo.

Wyższe stany nie osiadły na laurach. Jeszcze w 1701 roku starały się odkupić zamkowy browar, tak żeby ograniczyć miejskie przywileje. Trudno więc się dziwić, że kiedy dwa lata później do Namysłowa przybyli Krzyżacy i oni starannie zadbali o swoje interesy. W tym prawie nakazującym, żeby jeść i pić to, co powstaje najbliżej konsumentów, można odnaleźć mądrość, która miała nie tylko gospodarcze znaczenie. W końcu piwo jest w trójce najchętniej na świecie pitych napojów, a wiadomo, że najlepiej smakuje to, co lokalne. Nie potrzeba Krzyżaków i twardych praw, żeby się nim delektować.

Ludzie Honoru

Piwo w tamtych czasach miało zupełnie inny smak. Trudno powiedzieć, jak oceniliby je dzisiejszy koneserzy. Jako codzienny napój, bezpieczniejszy od pełnej zarazków wody, miało niewiele alkoholu, było za to bardzo kaloryczne i wspomagało zdrowie. Dlatego jego produkcja musiała podlegać prawnym rygorom. W Namysłowie obowiązywały konkretne procedury warzenia, które postanowił obejść pod koniec XV wieku burmistrz Namysłowa. Mieszkańcy miasta nie wahali się ani chwili, już zamierzali wtrącić włodarza do więzienia, jednak uratowało go wstawiennictwo kolegów po fachu z Wrocławia, którzy przypomnieli jego zasługi dla miasta. W Szkocji w tamtym czasie burmistrz straciłby od razu głowę. Upiekło się również komendantowi, który wzniósł pralnię za domem, żeby pod jej przykrywką pralni warzyć po cichu piwo. Za piwem szły przecież pieniądze i władza. Warto przypomnieć, że w sąsiednim Wrocławiu, kiedy wbrew zakazom książę legnicki wysłał bratu, dziekanowi kapituły katedralnej, wóz z piwem, skończyło się to piwną wojną włącznie z nałożeniem interdyktu na miasto.

 

JOANNA LAMPARSKA
PODRÓŻNICZKA, PISARKA I AUTORKA KSIĄŻEK
O TAJEMNICACH HISTORII.

Powrót